czwartek, 17 sierpnia 2017

Może

Bardzo często zastanawiam się, jak będzie wyglądało moje życie w przyszłości.


Może dostanę się na wymarzone studia.

A może nie.


Może zyskam wspaniałych przyjaciół, o takich samych pasjach i zwyczajach.

A może nie.


Może się zakocham.

I może ktoś zakocha się we mnie.

A może nie.


Może moje marzenia się spełnią, i będę mogła robić w życiu to, co chcę.

A może nie.


Może osiągnę to, na czym zależy mi najbardziej.

A może nie.


Może będę szczęśliwa.

A może nie.


Ale tylko "może", to za mało, by żyć.


~Dromme

środa, 16 sierpnia 2017

Zwiększamy świadomość. Choroba afektywna dwubiegunowa

Choroba afektywna dwubiegunowa (kiedyś nazywana cyklofrenią bądź psychozą maniakalno-depresyjną) charakteryzuje się, jak sama nazwa wskazuje, występowaniem dwóch biegunów: depresji i manii bądź hipomanii, choć mogą pojawiać się także epizody mieszane. Rozpoczyna się najczęściej pomiędzy 20 a 30 rokiem życia. Szacuje się, że dotyczy 1-1,5 % społeczeństwa.

Czym jest depresja?

Pokrótce jest to stan, który charakteryzuje się obniżonym nastrojem, brakiem odczuwania przyjemności, spowolnieniem psychoruchowym, myślami rezygnacyjnymi. Zazwyczaj występują również zaburzenia snu i łaknienia.

Czym jest mania? 

Mania jest przeciwieństwem depresji. Charakteryzuje się znacznie podwyższonym nastrojem (czasem wręcz euforią), gonitwą myśli, nadpobudliwością, drażliwością, która może przejść w agresję i wrogość. Chory w stanie maniakalnym ma tendencję do nawiązywania przypadkowych znajomości, wdawania się w bójki i kłótnie, podejmowania lekkomyślnych decyzji, w tym finansowych.

Czym jest hipomania?

Hipomanię można opisać jako stan łagodniejszej manii - w odróżnieniu od niej, hipomania charakteryzuje się mniejszym zakłóceniem funkcjonowania psychospołecznego.

Czym jest epizod mieszany? 

Stan, łączący elementy zarówno depresji jak i manii. Przykładowo: z jednej strony pobudzenie i gonitwa myśli, z drugiej - poczucie zagubienia i myśli samobójcze.

Aby zdiagnozować chorobę afektywną dwubiegunową, należy rozpoznać u pacjenta wystąpienie przynajmniej jednego epizodu depresji oraz przynajmniej jednego epizodu manii bądź hipomanii.

Ale jakie właściwie są jej przyczyny?

Wystąpienie choroby dwubiegunowej obecna nauka upatruje w zaburzeniu funkcjonowania neuroprzekaźników (w szczególności dopaminy, noradrenaliny i serotoniny), konfiguracji genów, przechodzonych chorobach somatycznych, ale też w czynnikach środowiskowych i społecznych.

Jak leczyć chorobę dwubiegunową?

Najczęściej stosowane sposoby leczenia ChAD to przede wszystkim stabilizatory nastroju, ale też neuroleptyki, leki uspakajające i antydepresyjne, a także kontrowersyjne elektrowstrząsy. Wbrew obiegowym opiniom leczenie elektrowstrząsami jest całkiem bezbolesne i bezpieczne (odbywa się w znieczuleniu ogólnym). Psychoterapia w leczeniu ChAD ma tylko charakter wspierający, nie mniej jednak jest polecana pacjentom, aby mogli zaakceptować siebie z chorobą i poprawić jakość swojego życia.

~Hoppas~


wtorek, 15 sierpnia 2017

Moje zaburzenia odżywiania. Okres restrykcji

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami drugą częścią mojej historii związanej z zaburzeniami odżywiania. Jeśli ktoś z Was nie czytał jeszcze pierwszej części, może się z nią zapoznać tutaj.

...

A więc jak już pisałam, spadek wagi, który zauważyłam u siebie po przyjeździe z wakacji, bardzo mnie ucieszył. Nie była to jakaś spektakularna zmiana – ot, dwa, trzy kilo. Ale, nie wiedzieć czemu, kiedy schudłam, moje życie zaczęło zmieniać się na lepsze – nagle stałam się pewniejsza siebie, chętniej spotykałam się z ludźmi, a także o wiele łatwiej przychodziło mi rozciąganie się (ćwiczyłam wtedy jogę). Miałam motywację do wszystkiego, czułam, WIEDZIAŁAM, że mogę wszystko.
Nieświadomie zaczęłam zmniejszać posiłki. Nieświadomie – bo gdzieś w środku czułam ogromny lęk przed ponownym przytyciem. Pod koniec września straciłam całkiem apetyt i przez cztery dni prawie nic nie jadłam. Czułam się taka silna! Taka lekka. Jednak mój instynkt samozachowawczy zrobił swoje. Po tych kilku dniach, pod wpływem głodu i stresu, pierwszy raz w życiu objadłam się kompulsywnie. Nie to, że zjadłam jedną tabliczkę czekolady. Nie. Pochłonęłam tyle, że czułam się wręcz chora, ledwo mogłam oddychać, nie mówiąc już o poruszaniu się. Może zabrzmi to dziwnie, ale spodobało mi się to. Jeszcze dziś pamiętam uczucie szczęścia i błogości, jakie mnie ogarnęło podczas napadu. Co prawda miałam wyrzuty sumienia, jednak przypomniało mi się, jak czytałam kiedyś o dziewczynach, które jedzą, co chcą, a potem zwracają albo przeczyszczają się. Do wymiotowania mnie nie ciągnęło, ale pomyślałam, że co mi szkodzi, kupię sobie opakowanie Xenny i zobaczymy, co to da.
Oczywiście, jak większość osób, miałam zamiar zrobić to tylko ten jeden raz.
Ale tak się nie stało. Dalej jadłam bardzo mało, a kiedy mój organizm nie wytrzymywał już nieustannego głodu, obżerałam się do bólu żołądka i piłam hektolitry senesu. Nie działo się to jednak zbyt często, ot, raz na tydzień czy dwa. Jednak ciągle towarzyszył mi lęk. Bałam się jeść. Chciałam chudnąć. Coraz więcej! Próbowałam przestać się obżerać, ale średnio mi to wychodziło. Czytałam jednak dużo o skutkach stosowania środków przeczyszczających i dowiedziałam się, że nie powodują one zmniejszenia absorpcji kalorii. Przeraziłam się. A więc wszystko, co zjadałam w trakcie napadów, wchłaniało się! Poczułam obrzydzenie do siebie i do jedzenia, i od tamtej pory na ponad pół roku przestałam się objadać, a na prawie rok – stosować środki przeczyszczające.
Dlatego zaczęłam w przerażającym tempie chudnąć. Wszystkie ubrania na mnie wisiały, włosy wypadały mi garściami, a ja ciągle nie byłam usatysfakcjonowana tym, jak wyglądam. Ważyłam się do dziesięciu razy dziennie, spożywałam naprawdę śladowe ilości jedzenia i w dodatku bardzo wybiórczo. Zaczęłam się panicznie bać niezdrowych produktów. Tak naprawdę jadłam tylko kasze, warzywa i owoce, wszystko w malutkich, skrzętnie odmierzanych porcjach. Sporadycznie zdarzały się orzechy albo jajka. Zaczęłam też intensywnie ćwiczyć. Oczywiście wcześniej również ćwiczyłam (głównie jogę i pilates) i bardzo to lubiłam, ale nagle z trzech godzin treningu tygodniowo zrobiły się średnio trzy godziny treningu dziennie. Czasem dochodziło nawet do pięciu godzin. Oczywiście zdarzało się, że ćwiczyłam jedną godzinę lub wręcz wcale, ale tylko wtedy, kiedy nie miałam takiej możliwości. Kiedy zobaczyłam po przyjeździe z zielonej szkoły, że moja waga pokazuje niecałe trzydzieści sześć kilo, przestraszyłam się. Pamiętam, że zjadłam wtedy w desperacji dwie miski kaszy z daktylami i uspokoiło mnie to trochę.
Walczyłam o to, aby pozbyć się wyrzutów sumienia po posiłkach, nie przejmować się ciągle kaloriami i makroskładnikami, pozwolić sobie czasem na coś niezdrowego. Jednak nie mogłam. Panicznie bałam się przytyć. Wiedziałam, że wyglądam fatalnie, jednak... zabrzmi to głupio, ale podobało mi się to. Czułam się... wyjątkowa. Wyjątkowa i silna. Dopiero teraz widzę, że wcale nie byłam wyjątkowa, bo na świecie jest milion osób, które myślą bądź myślały tak samo, ale wówczas nie dochodziło to do mnie.
W końcu zaczęłam jeść trochę więcej, na tyle dużo, że już nie chudłam, ale też nie tyłam. Bo dalej oczywiście ważyłam się kilka razy dziennie. Nie zrezygnowałam też z morderczych treningów, ani z nałogowego przeliczania makroskładników. Pomyślałam, że skoro muszę przytyć, to przynajmniej będę dobra w czymś innym: w zdrowym odżywianiu i ćwiczeniach. Nachodziła mnie jeszcze nieraz ochota, aby schudnąć... tak do trzydziestu czterech kilo. Wtedy byłoby idealnie. Ale rodzice mnie kontrolowali z wagą, bo oczywiście bardzo się o mnie martwili. Wyniki badań hormonów tarczycy wychodziły mi fatalne. Endokrynolog mówiła, że moja tarczyca sama siebie zjada, straszyła, że jeśli się nie ogarnę, to w przyszłości będę bezpłodna. Kiedy to nie zadziałało powiedziała coś, co mnie – przyznaję – przestraszyło. A mianowicie, że kiedy organizm nie ma energii, pobiera ją między innymi z mózgu... Zjada swoje organy, w tym mózg, przez co spada poziom inteligencji. Jednak, koniec końców, nie nakłoniło mnie to do przytycia. I chyba nic nigdy by mnie nie do tego przekonało, ba, może znowu obcięłabym kalorie, gdyby nie wrzesień 2016.
Ale o tym opowiem w kolejnym poście. 

~Hoppas~



niedziela, 13 sierpnia 2017

Zwiększamy świadomość: Ablutofobia

Na początek chciałabym opowiedzieć o naszej nowej serii - "Zwiększamy świadomość". Jak możecie się od razu domyślić, mamy zamiar zwiększyć Waszą świadomość na temat różnych chorób psychicznych. Chcemy, aby znieczulica i nieświadomość zostały zniwelowane w społeczeństwie, więc zdecydowałyśmy się dołożyć do tego naszą cegiełkę. Posty będą pojawiać się w środy oraz niedziele. Każdy z nich będzie dotyczyć innej choroby. Spis opisywanych chorób znajdziecie w zakładce "Zwiększamy świadomość" i będzie systematycznie aktualizowany. Mamy nadzieję, że dzięki nam dowiecie się o nich czegoś więcej i zaczniecie ze zrozumieniem patrzeć na to, iż ktoś którąś ma oraz będziecie się starać mu pomóc. Życzymy miłej lektury! 

ABLUTOFOBIA 
Jest to choroba na tle psychicznym oraz jeden z rodzajów fobii. Należy do grupy fobii specyficznych. Charakteryzuje się wysokim poziomem lęku przed zanurzeniem się w wodzie, mycia i czyszczenia swojego ciała. Dużo częściej występuje u kobiet, niż u mężczyzn i występuje szczególnie w wieku dziecięcym. 

Czym jest fobia specyficzna? 
Jest to forma choroba, która objawia się w sposób stały zupełnie niezrozumiałym, nieuzasadnionym logicznie lękiem, wywoływanym przez powtarzający się kontakt z konkretnym przedmiotem, budynkiem, zjawiskiem, osobą, bądź sytuacją. Chory w pełni zdaje sobie sprawę z tego, co wywołuje u niego taki lęk. Genezę tego typu fobii mogą stanowić wczesne doświadczenia, które kojarzą się całkowicie negatywnie. Z powodu, że umysł człowieka nie jest do końca w stanie poradzić sobie z tego rodzaju problemami, które są głęboko ukryte w psychice, osoba chora wykazuje bardzo dziwne zachowania. 

Objawy 
  • Niemiły zapach 
  • Dziwne zachowania w pobliżu wody  - dyskomfort - panika krzyk płacz zakrywanie oczu i uszu przyspieszony oddech - kołatanie serca - zwiększona potliwość  - ucieczka 
  • Nieumiejętność spokojnego skorzystania z łazienki 
  • Trudności w funkcjonowaniu w społeczności 
  • Depresja 
  • Zamknięcie w sobie 
  • Odrzucenie pomocy 
  • Suchość w jamie ustnej 
  • Zaburzenia ciśnienia 
  • Zawroty głowy 
  • Zaburzenia widzenia 
  • Próby tuszowania niemiłych zapachów: - nadużywanie dezodorantów - używanie perfum o silnym, drażniącym zapachu - nakładanie balsamów i kremów o silnym zapachu 
  • Obsesyjne pranie i zmienianie odzieży 

Przyczyny 
Nie jest do końca jasną kwestią, jak powstaje lęk fobiczny, ale można przypuszczać, że kierują nim opisane stanowiska: 
  • Powody behawiorystyczne 
Jest to klasyczny przykład pojawiania się lęków. Chory zapadł na fobię, ponieważ konkretną czynność, sytuację, bądź przedmiot skojarzył z zagrożeniem dla siebie. Mógł wyobrazić sobie, co się stanie, gdy wejdzie do wanny, jakie będą tego konsekwencje, co wtedy przeżyje, a to wywołać u niego strach i niechęć do tej czynności. Powodem może być również naśladowanie innych (np. rodziców, którzy nie korzystają często z kąpieli. Dziecko uważa, że tak powinno być i należy w ten sposób postępować). Fobia może być też spowodowana w skutek zmuszania do kąpieli w zbyt zimnej/ciepłej wodzie, lub pozostawianie dziecka samego w ciemnym pomieszczeniu. 
  • Powody psychodynamiczne 
Osoba może uznać przedmiot/sytuację za zagrożenie poprzez nieświadome przeniesienie na nie negatywnych emocji (np. agresji). W umyśle takiej osoby kreują się własne wyobrażenia na temat niechcianego wydarzenia i nadane mu zostają negatywne cechy. 

Leczenie 
Istnieją różnego rodzaju metody pomocy osobom cierpiącym na ablutofobię: 
  1. Pierwszym sposobem jest ekspozycja lęku. Polega na doprowadzeniu do sytuacji, gdy chory musi zmierzyć się bezpośrednio z fobią, nie mając szansy odwrotu, ani uniknięcia konfrontacji. Wcześniej dokonuje się analizy lęków oraz stworzenie indywidualnej listy innych lęków, które mogą przerażać osobę dotkniętą fobią. Dzięki temu mamy szansę pokazać choremu, że jego problem nie jest tak duży, na jaki mu się wydaje. Po konfrontacji terapeuta doprowadza do pokazania bardziej stresujących sytuacji, bądź przedmiotów, aby pacjent dostał obiektywne porównanie. 
  1. Kolejnym stosowanym sposobem jest tzw. terapia implozywna. Polega ona na zetknięciu się chorego z chorobą kilkukrotnie w ciągu bardzo krótkiego okresu czasu. Następnie przeprowadzany jest wywiad oceniający stan pacjenta i przedstawienie plany oraz formy terapii. 
  1. Inną formą jest regularnie stosowana desensytyzacja polegająca na treningu relaksacyjnym, stworzeniu grona lęków, które negatywnie wpływają na chorego, a następnie stworzenie ich wizualizacji. Poprzez relaks i wyciszenie, pacjent wyobraża sobie sytuację lękową i musi ocenić stopień niepokoju, a następnie znów się relaksuje. 
  1. Ostatnim z wymienionych sposobów jest modelowanie. Polega na przedstawieniu poprawnego zachowania, jakie chory ma wdrożyć w życie. Następnie trzeba to powtarzać, dzięki czemu osoba może nabrać zdrowych reakcji. I zobaczy, co jest pozytywne i zdrowe dla innego człowieka. 

~Impuremind~ 


środa, 9 sierpnia 2017

Moje zaburzenia odżywiania. Jak to wszystko się zaczęło?

Od wielu lat żyję w ciągłym rozdarciu pomiędzy nieuzasadnioną potrzebą jedzenia ponad miarę a chęcią kontrolowania swojej wagi. Dwa lata temu oba te pragnienia przybrały na sile i, przeplatając się wzajemnie, zdominowały całe moje życie – zachorowałam na zaburzenia odżywiania.
Pokrótce wyglądało to tak: na początku chęć chudnięcia zwyciężyła, a ja nagle obudziłam się z wygłodzeniem organizmu i skierowaniem do szpitala. Jednak po roku wszelkie restrykcje jakie sobie wyznaczałam i głodzenie się zostały zdominowane przez dzikie wręcz pożądanie w kierunku jedzenia. Przez co bardzo szybko przytyłam z wagi niebezpiecznie dla mnie niskiej do górnej granicy wagi prawidłowej. Potem zaprzyjaźniłam się z tabletkami na przeczyszczenie i innymi formami kompensacji, „dzięki” którym moja waga nie poszła już znacząco w górę, ale... co z tego, skoro moje życie zamieniło się w wegetację. Boję się każdego kolejnego dnia, boję się, że znowu się objem, że znowu mi się nie uda, że okażę się słaba. Czuję, że to nigdy się nie skończy.
Ale w takim razie... Jak to dokładnie się zaczęło? Co spowodowało, że z wesołej, rezolutnej, zdrowej dziewczynki stałam się zgorzkniałą, zmęczoną życiem, izolującą się w domu dziewczyną z zaburzeniami odżywiania?  

...

Podstawówka. Codziennie wychodząc do szkoły, czuję lęk i wyobcowanie. Nie mam pojęcia, skąd mi się to bierze. Może stąd, że niemal codziennie jestem wyśmiewana i wyzywana od „ciot”? Czuję się odrzucona, ale w końcu zaczynam się do tego przyzwyczajać. Nie mówię o tym rodzicom, bo jestem pewna, że skoro było tak od zawsze, tak już musi pozostać.

Początek drugiej klasy gimnazjum. Moje ciało zaczyna powoli się zmieniać, staję się kobietą. Często słyszę z ust taty, że jestem za gruba, a moja mama całe życie przecież taka drobna. Nie widzę jednak nic niepokojącego w tym, jak wyglądam, moja masa ciała mieści się przecież w dolnej granicy wagi prawidłowej. Ale niewinne komentarze rodziny, choć nie jestem tego świadoma, gdzieś jednak we mnie zostają.

Wiosna 2015. Sama nie wiem, czemu, ale zaczyna się ze mną dziać coś niepokojącego. Patrząc w lustro, widzę tylko swoje ogromne, grube uda. Wstydzę się ich i boję się, że przytyję jeszcze bardziej, aż stanę się otyła. Lęk ten nie dezorganizuje mi jeszcze życia, ale powoli we mnie kiełkuje i narasta.

Lato 2015. Tu tak naprawdę wszystko zaczyna się na dobre rozkręcać. Razem z rodzicami jedziemy do Pragi na wycieczkę zorganizowaną i tam pierwszy raz w życiu dostaję silnego ataku paniki. Dostaję w restauracji nieświeżą zupę, przez co zaczyna mnie boleć brzuch i mam wrażenie, że za chwilę tam przy wszystkich zwymiotuję. Jak to przy ataku paniki – zaczyna walić mi serce, robi mi się jeszcze bardziej niedobrze, drętwieją mi kończyny. Ciągnie się to przez cały wyjazd. Boję się cokolwiek zjeść, z obawy, że zwymiotuję przy wszystkich, przez co ośmieszę się albo sprawię kłopot. Kiedy wracam do domu, ważę trzy kilogramy mniej niż przed wyjazdem. Lęk przed zwymiotowaniem w miejscu publicznym właściwie maleje do zera (tylko na moment, ale to temat na osobny post), za to zaczyna się coś innego – a mianowicie obsesja na punkcie wagi. Bo skoro schudłam, to dlaczego mam to marnować?

...

To właśnie te wydarzenia – może błahe, może nieznaczące – przychodzą mi pierwsze na myśl, kiedy zastanawiam się nad swoim życiem. Na ich tle zaczęłam się powoli zmieniać w wyizolowaną, czującą do siebie wstręt i nienawiść dziewczynę. Może było jeszcze coś, czego już nie pamiętam. W każdym razie dopiero niedawno, na psychoterapii odkryłam, że moja depresja jest napędzana właśnie przez zaburzenia odżywiania. Dlatego czuję potrzebę opisania tego wszystkiego, co przeżyłam i co czułam w najgorszych momentach – chyba głównie dla samej siebie. Jeśli jednak to w jakikolwiek sposób komuś pomoże, choćby przez poczucie, że nie jest sam – będę szczęśliwa. Oczywiście muszę jeszcze zaznaczyć coś bardzo ważnego: nikogo w żaden sposób nie winię. Tak sobie myślę, że główną przyczyną tych wszystkich problemów jest niestety moja osobowość i to, że bardzo łatwo mnie zranić, choć raczej tego nie okazuję. A wydarzenia, które opisałam, niejako „wyzwoliły” chorobę.

Pojawią się jeszcze dwa posty, w których opowiem, jak rozwijały się moje zaburzenia odżywiania. Najprawdopodobniej każdy raz w tygodniu, z tego powodu, że przypomnienie sobie całej mojej historii, wydobycie z najgłębszych zakamarków pamięci tych wszystkich bolesnych wspomnień, kosztuje mnie bardzo wiele. Czuję, że nie dałabym rady opisać wszystkiego za jednym posiedzeniem.


~Hoppas~