niedziela, 30 lipca 2017

10 najlepszych piosenek o depresji

Czy wy też tak macie, że kiedy jesteście smutni, słuchacie melancholijnych, dołujących piosenek? Nie wiem, dlaczego, ale paradoksalnie podnoszą mnie one na duchu. Prawdopodobnie powodem jest fakt, iż smutna muzyka utwierdza mnie w przekonaniu, że inni ludzie mieli lub mają podobne doświadczenia do moich.
Dzisiaj przygotowałam dla was moje ulubione dziesięć piosenek, poruszających problematykę nie tylko samej depresji jako takiej, ale też autodestrukcji, samobójstwa, nienawiści do siebie i świata. Warto poświęcić im chwilę swojego czasu, bo są naprawdę genialne.

*Obok wykonawcy i tytułu podałam link do każdej z piosenek. Piszę o tym na wszelki wypadek, ponieważ linki są mało widoczne.

1. Judas Priest - Here Come the Tears klik!

Once I dreamed that love would come and sweep me up away / Now it seems life's passed me by, I'm still alone today / Here come the tears

Piosenka o zastoju, cierpieniu w samotności i dzikiej potrzebie bycia kochanym.

2.  Eels - Electro Shock Blues klik!

Feeling scared today / Write down "I am okay" / A hundred times the doctors say / I am okay / I am okay / I'm not okay 

Tekst świetnie opisuje mnie samą. Wmawianie sobie, że wszystko jest w porządku, skoro wiem, że nie jest.

3. Nick Cave & The Bad Seeds - Push the Sky Away klik!

I've got a feeling / I just can't shake / I've got a feeling / That just won't go away 

Niesamowicie mroczna i niepokojąca...

4. TSA - 51 klik!

Odszedłeś, bo byłeś słaby / jak suchy liść / Dziś możemy dotknąć się / naszymi pustymi duszami / Obnażyć swe oszustwa / i nasze wypalone sumienia


Piosenka napisana po samobójstwie przyjaciela Andrzeja Nowaka, gitarzysty zespołu TSA. Ogromnie wzruszająca.

5. The Chameleons - Monkeyland klik!

Send out an SOS plea / Come quickly / I'm marooned in monkeyland / Is there anyone there / Who understands me / Anyone at all / I'm idly staring at the sky/ Did anybody hear me sigh

Fenomenalny tekst. Piosenka o zagubieniu w świecie, rozczarowaniu ludźmi i byciu samotnym w tłumie.

6. Radiohead - How To Disappear Completely klik!

In a little while / I'll be gone/ The moment's already passed / Yeah it's gone / And I'm not here / This isn't happening / I'm not here / I'm not here

Chyba najbardziej hipnotyzująca piosenka, jaką znam. Tekst świetnie opisuje, jak wygląda depersonalizacja.

7. Gary Jules - Mad World kilk!

Hide my head, I wanna drown my sorrow / No tomorrow, no tomorrow / And I find it kinda funny, I find it kinda sad / That dreams in which I'm dying are the best I've ever had


Cudownie gorzka i niespokojna... O niemożności odnalezienia się w świecie, rozpaczy nad ludźmi i silnym pragnieniu śmierci.

8. Amanda Lopiccolo - Dark Enough klik!

How does someone so perfect / Feel so insecure / As to scar her skin with cuts and burns / And still want to hurt more

Piosenka opowiada historię dziewczyny, z pozoru szczęśliwej, bo mądrej i pięknej, tak naprawdę jednak cierpiącej i umierającej w środku.


9. Joy Division - Atmosphere klik!

Walk - in silence / Don't turn away - in silence / Your confusion - my illusion / Worn like a mask of self-hate 

Jeden z moich ulubionych utworów Joy Division. Posępny i depresyjny.

10. Rilo Kiley - A Better Son/Daughter klik!

But you'll fight and you'll make it through/ You'll fake it if you have to/ And you'll show up for work with a smile/ And you'll be better, you'll be smarter/ More grown up and a better daughter/ Or son and a real good friend

Na koniec coś optymistycznego - utwór dający nadzieję, że pewnego będzie lepiej, że zwalczymy depresję i zaczniemy cieszyć się życiem.


~Hoppas~

czwartek, 27 lipca 2017

Jestem beznadziejna.

Jestem beznadziejna.
Nie umiem chodzić, by się nie wywracać.
Nie umiem mówić tak, jak należy.
Nie widzę tak, jak powinnam.
Albo za dużo, albo za mało.
Nie umiem o siebie zadbać.
Nie umiem się ubrać tak, by nie wyglądać jak debil.
A nie, sorry, wyglądam jak debil zawsze i wszędzie.
Nie umiem się pomalować.
Nie umiem robić podstawowych rzeczy.
Nie umiem jeść.
Nie umiem panować nad emocjami.
Nie umiem się blokować, byt nie wypaść na kogoś, kim nie jestem.
Nie umiem się wypowiadać.
Nie umiem argumentować.
Nie umiem trzymać postanowień.
Nie umiem decydować.
Nie umiem przychodzić na czas.
Nie umiem się uczyć.
Nie umiem znaleźć hobby, które mi wychodzi.
Nie umiem napisać sensownego zdania.
Nie umiem narysować prostej kreski.
Nie umiem śpiewać.
Nie umiem tańczyć.
Nie umiem gotować.
Nie umiem się bronić.
Nie umiem myśleć.
Nie umiem kochać.
Nie umiem być normalną.
Nie umiem nie być problemem.
Nie wiem kim jestem.
Nie potrafię żyć.
~Impuremind~


środa, 26 lipca 2017

Nadzieja matką głupich..?

17 lat temu mały pesymista przyszedł na świat. Z początku wydał mu się piękny, niesamowity. Do czasu, gdy nie poszedł po raz pierwszy do szkoły. Tam doświadczył pierwszych smutków i rozczarowań. Nikt nie chciał z nim rozmawiać, wszyscy patrzyli na niego dziwnie, śmiali się z niego. Pesymiście było przykro, ale starał się egzystować dalej w nadziei, że wszystko będzie dobrze. I w sumie było. Znalazł kilku przyjaciół, z którymi spędzał czas na korytarzu, ale z większością po ukończeniu danej szkoły tracił kontakt. Niewielu zostawało na dłużej. Pod koniec podstawówki stał się prawdziwym pesymistą. Został taki po dziś. W gimnazjum zachorował, ale nieświadom wszystkiego, dalej miał nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Czasem było lepiej, czasem gorzej. On wciąż miał, ma i będzie mieć nadzieję.

Tym pesymistą jestem ja – Impuremind.

Nie oczekuję teraz życzeń. Błagam, to byłoby żałosne. Chciałabym tylko, byście mnie wysłuchali. Mam na myśli, byście poznali moje podejście do świata po tylu latach. A więc zacznijmy od początku.

Nikt mnie nie pytał, czy chcę się urodzić. Tak samo, jak Was wszystkich. Jednak, mimo to, gdyby ktoś mnie o to spytał, zgodziłabym się. Dlaczego? Lubię wyzwania. Mimo, że zdarza mi się myśleć o poddaniu się, dalej dążę do celu. Jakoś tak mam, że, mimo bólu i niechęci, staram się wykonać dane mi zadanie.

Nadzieja towarzyszy mi od zawsze. Cokolwiek by się nie działo, do jakiego szczebla by to nie doszło, ona zawsze była. Czy to problemy w szkole, rodzinie, czy też jakakolwiek sytuacja. Zawsze starałam się myśleć, że dam radę, mimo, że nie zawsze się udawało.

Nadzieja matką głupich. Poniekąd tak, poniekąd nie. Często nadzieja jest złudna, coś nie wychodzi, mimo, że się tego pragnie, co potwierdza tę tezę, z drugiej strony, niektórzy dzięki niej żyją. Ja dzięki niej żyję.

Niektórzy mówią, że nie mają już nadziei. Stracili ją z powodu jakiegoś wydarzenia, przestali wierzyć w lepsze jutro. Osobiście nie potrafię sobie tego wyobrazić. Staram się, ale to na nic. Tak sobie myślę.. może wkrótce czeka to i mnie?
~Impuremind~



sobota, 22 lipca 2017

Moje życie to porażka

Kolejny raz się poddaję. Leżę bez ruchu opatulona grubą kołdrą, mimo tego że na zewnątrz jest upał – ponad trzydzieści stopni. Która jest godzina? Nie mam pojęcia, całkiem już straciłam poczucie czasu. Nie mogę spać, choć wiem, że tego potrzebuję – tak bardzo chciałabym przestać czuć, rozpłynąć się, zniknąć. Rany po dzisiejszym cięciu się przyjemnie pieką. Lubię to uczucie, ten ból. Na to właśnie zasługuję! Na nic więcej.
Moje życie to porażka. Zniszczyłam w sobie wszystko, co piękne i wartościowe. Stoczyłam się na samo dno. Wiem, że z każdej sytuacji jest wyjście, więc również i z tej, ale... po co mam cokolwiek z sobą robić? Moje życie nie ma przecież najmniejszego znaczenia; ranię tylko siebie i wszystkich wokół. Jestem nieobliczalna. Sama nie wiem, czego mogę się po sobie spodziewać – rzucenia szkoły, kradzieży, pobicia kogoś? Nie potrafię sobie ufać.
Samobójstwo.
To słowo... brzmi jak wybawienie.
Nie będę musiała już dłużej się męczyć, walczyć ze sobą każdego dnia, udawać, że wszystko jest w porządku, skoro wiem, że nie jest.
Będzie tylko spokój... cisza... nicość.
Boję się, że kiedyś to zrobię, jeżeli nie pozwolę sobie pomóc. Ale... czy to źle? Czy chęć pozbycia się cierpienia jest zła?

Mam mętlik w głowie. 

~Hoppas~



środa, 19 lipca 2017

Znów się zaczęło...

Ostatnio wszystko się komplikuje. Następuje autoregeneracja, więc powinno być dobrze. Ale nie jest. Z jednej strony depresja schodzi na drugi plan, niby jest, niby jej nie ma. Od jakiegoś czasu nie mam załamań i stanów depresyjnych. Jest poniekąd dobrze. Z drugiej strony, jednak, moje zaburzenia odżywiania przejęły funkcję największego problemu.
Wszystko zaczęło się w zeszły poniedziałek, lub wtorek, gdy nagle straciłam chęci do jedzenia, całkowite. Włączyłam rejestrator w telefonie i nagrałam wszystko, co mi doskwierało w tamtej chwili. Powiedziałam, że zauważyłam przyrost wagi, który wywołał we mnie niepokój i dyskomfort. Nie podobało mi się, że przytyłam. Czułam się gruba i brzydka. Chciałam natychmiast skończyć jeść, a przynajmniej zmniejszyć dawkę.
Jednak.. po paru dniach nastąpił obrót o 180 stopni. Zaczęłam jeść ile wlezie. Czasem po zjedzeniu całego obiadu potrafiłam wziąć jeszcze jakieś ciastka, chrupki, czy coś innego do jedzenia. Potrafiłam tak cały dzień. Codziennie. Parę dni temu nawet doszłam do momentu, gdy chciałam zacząć się zdrowo odżywiać (tego typu posiłki wtedy miałam).
Wtem nastąpił wczorajszy wieczór. Chciałam iść standardowo po coś do jedzenia, ale zablokowały mnie myśli. Mimo, że wciąż mega chciałam to zrobić, zdecydowałam, że należy to skończyć. Koniec z ciągłym wpi**dalaniem, koniec z dużymi porcjami i tuczącymi rzeczami (jak już to raz na jakiś czas). Nastąpił czas „chcę schudnąć” i „im mniej kalorii tym lepiej”. Wszystko, byle nie być GRUBĄ.
~Impuremind~


czwartek, 6 lipca 2017

Moje 3 etapy chwilowego szczęścia

W ostatnim czasie moim umysłem zawładnęły różne emocje, różne stany. Zaczynając od totalnej obojętności, przez wrażenie, że może już jest okej, aż do momentu, gdy byłam szczęśliwa i nagle się całość rozwaliła. Ale może zacznijmy od początku.

Etap 1. Obojętność.
Po dniach pełnych bólu i smutku związanego z mą egzystencją rozpoczęły się te, które przepełniała nicość. Ogarnęła mnie w całości i nie mogłam nic z nią zrobić. Nie czułam nic, dosłownie NIC. Gdy miałam być szczęśliwa, w pewnym stopniu udawałam, gdy miałam być smutna, również udawałam, gdy miałam nic nie czuć, nie czułam nic. Mimo wszystko była jakaś jakby... ściana. Oddzielała mnie ona od uczuć i nie pozwalała im się przedostać do mnie. Z jednej strony chciałam, by były, by to wszystko nie miało tak czarno-białych barw. Z drugiej jednak czułam jakby ulgę. Nic mi nie kazało płakać, śmiać się. Nic mi nie rozkazywało. Mogłam robić co chcę i nie czuć nic. Miało to swoje plusy i minusy. Popełniłam parę błędów, które zraniły osoby, które kocham, pocięłam się, zachowywałam się mega głupio. W pewnym momencie poczułam się dziwnie. Jakby coś próbowało przebić się przez ścianę obojętności, która nie dawała za wygraną, ale usłyszałam jej wołanie. Tym czymś była miłość. Czułam, że znów chcę ją poczuć - to miłe odczucie w brzuchu i sercu, to ciepło, gdy myślałam o tej osobie.. W pewnej chwili tego wszystkiego zapragnęłam, mimo, że wiedziałam, jak to się skończy.

Etap 2. Wszystko, jak za dawnych czasów.
Z biegiem dni zaczynałam się czuć coraz normalniej. Byłam szczęśliwa, czasem pyskata, czasem nieco zamknięta i spokojna, a innym razem nadpobudliwa. Powoli zaczynałam wracać do starej, dobrej rutyny. Moje problemy z utrzymaniem higieny jak należy powoli zanikały, poprosiłam, czy mogę iść do psychologa. Pomyślałam, że zacznę ćwiczyć, w końcu wezmę się za siebie i naprawię kondycję, co niestety nie skończyło się najlepiej, ale mimo wszystko cieszyłam się, że zrobiłam pierwszy krok. Zdecydowałam, że pójdę do fryzjera, zetnę i zafarbuję włosy. Miałam dowiedzieć się o pracę. Wszystko wyglądało naprawdę dobrze.. do czasu.

Etap 3. Hello darkness my old friend.. 🎵
Zaczęło się od pracy – nie ma ofert, trzeba ewentualnie czekać. Okej, to może jednak nie w tym roku.. Jakoś starałam się z tym pogodzić, choć było dosyć trudno. Nadeszła szczęśliwa iskierka numer jeden – koncert Eda Sheerana za rok. Mama się zgodziła na moje uczestnictwo, co mnie mega ucieszyło i przez chwilę nie myślałam na temat pracy. Założyłam Aska, do którego link macie w zakładce „O blogu i autorkach”, co uważam za coś pozytywnego. Cieszyłam się również z szczęścia mojej najlepszej przyjaciółki, której powodziło się w ostatnim czasie. Spotkałam się z przyjaciółkami, było świetnie, jak zawsze. Spotkała nas poza tym jedna dość zabawna sytuacja, spotkanie. Jednak podczas tego wszystkiego zaczęło się we mnie dziać coś nietypowego. Zaczęłam ciągle sprawdzać aktywne osoby na Facebooku, wracać w myślach do przeszłości.. szczególnie do tego, co działo się w tym roku szkolnym. Na spotkaniu patrzyłam co jakiś czas na mijających ludzi, czekając na tę jedną, która się nie pojawiała. Gdy wróciłam do domu, położyłam się, włączyłam piosenkę, którą cały dzień słuchałam (będzie na dole) i myślałam dalej. Spytałam kilku osób, czy to normalne, to wszystko, co się dzieje.. Bo przecież sobie odpuściłam, dlaczego to znowu wraca? Każdy mi powiedział, że tak, to nic złego i powinno przejść.. tylko kiedy? Za rok, za tydzień, za miesiąc? Nie wiem czemu, ale nie mogłam znieść myśli, że znów się zakochałam, czy też zauroczyłam i to znów w tej samej osobie. Wszystkie te negatywne myśli doprowadziły do tego, że się rozpłakałam. Po raz pierwszy od paru tygodni. Wiem, może dość dziwny powód, by płakać, może dość infantylny.. ale powód to powód, nieprawdaż?

Po tych wszystkich wydarzeniach.. co przyniesie jutro?
~Impuremind~


wtorek, 4 lipca 2017

Depresja

Depresja jest jak nadejście zimy.

Dnie robią się coraz krótsze, a noce dłuższe.

Powoli, każdego dnia robi się coraz
ciemniej. Ale ty tego nie zauważasz.

Z dnia na dzień jest mniej światła,
a więcej cienia.
Jesteś zajęty, zmęczony.
Ledwo zwracasz na to uwagę.

Aż pewnego dnia zdajesz sobie sprawę,
że jest całkiem ciemno.

Powinien być dzień, a jest mrok.

I dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę,
że słońca już nie ma.
Nawet nie zauważyłeś, kiedy zaszło.

~Drømme~



niedziela, 2 lipca 2017

Nie wezmę się w garść

„Nie użalaj się tak nad sobą”
„Inni mają gorzej”
„Jesteś zwykłym leniem, który tylko chce się usprawiedliwić”
„Po prostu weź się w garść”
Chyba każdy, kto chorował bądź choruje na depresję, spotkał się z takimi komentarzami skierowanymi w swoją stronę. Osoby zdrowe nie rozumieją nas, chorych, i szczerze powiedziawszy, tym lepiej dla nich. Nikomu nie życzę natrętnych samobójczych myśli, ciągłego poczucia własnej bezwartościowości i godzin przeleżanych w łóżku, podczas gdy twoi znajomi spędzają miło czas na zewnątrz. Bardzo krzywdzące są jednak przekonania niektórych ludzi, którzy sądzą, że depresja to zwykłe lenistwo czy wymysł dzisiejszych czasów. Nic bardziej mylnego; depresja to poważna choroba, która polega na nieprawidłowym funkcjonowaniu neuroprzekaźników w mózgu – nie jest to stan bezpośrednio zależny od osoby chorej.
Moi rodzice wiele razy zarzucali mi wygodnictwo (według nich depresja jest tylko usprawiedliwieniem dla mojego rzekomego lenistwa) i wszczynali awantury, kiedy widzieli, że kolejny dzień leżę w łóżku, płacząc (w ich rozumieniu – użalając się nad sobą). Miałam przez to ogromne wyrzuty sumienia. Próbowałam zebrać się w sobie, myśleć pozytywnie, uśmiechać się jak kiedyś. Nie byłam jednak w stanie udawać na dłuższą metę. Wypieranie ze świadomości tego, że mam poważny problem, wpędziło mnie w jeszcze większą frustrację i zmęczenie życiem, co jedynie pogłębiło moją depresję.
Dlatego właśnie teraz, kiedy mam jeden z cięższych epizodów, odpowiadam wprost na zarzuty rodziny: nie, nie wezmę się garść. Nie wstanę z łóżka, nie ubiorę się. Nie zrobię zakupów. Nie odwiedzę babci. Nie teraz. Przepraszam, ale nie jestem w stanie – to dla mnie zbyt duży wysiłek w tym momencie. Jednak trzeba wiedzieć, że to tylko stan przejściowy, bo depresja jest jak fala – wraca i odchodzi, po każdym ciężkim epizodzie nadchodzą dni, kiedy znów potrafimy funkcjonować normalnie.
Dlatego odpoczywam. Czuję, że mam do tego prawo. Odpuszczam sobie; wiem, że nie powinnam nic robić na siłę. Powtarzam sobie przez cały czas w myślach: „Wytrzymaj jeszcze tą jedną sekundę, a będzie lepiej”. Czasem coś się we mnie buntuje; jakiś wewnętrzny głos próbuje mi wmówić, że moje obecne cierpienie nie jest warte późniejszego szczęścia i jedynym wyjściem jest samobójstwo. Cóż. Tak, jak nauczyłam się na terapii – staram się chłodno, rzeczowo przyjrzeć tym myślom, nie oceniać ich. Pozwolić sobie na nie. Zaakceptować. 

~Hoppas~