czwartek, 22 czerwca 2017

Autoagresja 1/3

    Pamiętam dobrze pierwszy raz, kiedy sięgnęłam po żyletkę, aby sobie ulżyć.
    Pokłóciłam się wtedy ostro z rodzicami, ale nie sama kłótnia sprawiła, że zdecydowałam się na taki krok. W tamtym okresie nasiliła się moja nerwica lękowa (z którą na szczęście teraz mam spokój). Nie byłam przez kilka dni w stanie wyjść z domu, przez co właśnie wybuchła tamta kłótnia. Poczułam się niezrozumiana i zlekceważona przez rodziców. Wówczas naszła mnie ogromna ochota, żeby sprawić sobie ból, jeszcze bardziej się poniżyć, więc wyrwałam żyletkę ze zniszczonej maszynki do golenia i zadałam nią sobie moje pierwsze w życiu cięcie; nie myślałam racjonalnie, to to był impuls. Z perspektywy czasu widzę, że nie postąpiłam zbyt mądrze. Dlaczego? Przecież to to miał być tylko ten jeden raz...
    Bo samookaleczanie uzależnia. Widok krwi, ran i blizn sprawia, że na krótką chwilę potrafię stłumić swój żal do świata i obrzydzenie do samej siebie. Oprócz tego wycisza. Koi nerwy, wewnętrzny ból, wstyd, rozpacz. A czasem, kiedy nie ma już żadnych emocji, tylko pustka i obojętność, pozwala cokolwiek poczuć.
    Boję się, że kiedyś się zabiję. Przez podcięcie żył. Zrobiłam już przecież jakiś krok w tę stronę, bo czym innym jest cięcie się, jak nie balansowaniem pomiędzy życiem a śmiercią? Wystarczy przecież tylko trochę mocniej przycisnąć żyletkę do skóry i...

~Hoppas~




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz