Pogorszyło mi się.
Leżę w łóżku odkąd wróciłam ze szkoły. Na przemian
zasypiam i budzę się... Rzeczywistość boli. Chcę zniknąć, rozpłynąć się, ale
mimo wszystko boję się popełnić samobójstwo. Wolę nie podejmować ryzyka bycia do
końca życia niepełnosprawną.
Nie jestem w stanie podnieść się z łóżka... Ani
nawet się odezwać... A chciałabym zawołać brata do mojego pokoju i powiedzieć
mu, jak się czuję, ale... nie mam na to siły. Nie jestem w stanie nawet płakać, chociaż być
może to przyniosłoby mi ulgę.
Czuję głęboki żal do siebie samej. Wiem, że już nic
nie osiągnę w życiu, bo niczego, co zaplanuję, nie jestem w stanie zrealizować.
Jestem bezsilna wobec wszechogarniającego mnie smutku i lęku.
I cały czas mam wrażenie, że to wszystko wyolbrzymiam.
Nachodzą mnie myśli, że tak naprawdę wymyśliłam sobie tą depresję i po prostu
użalam się nad sobą. „Weź się w garść”, mówią mi rodzice. „Rozejrzyj się wokół
siebie, nie bądź egoistką.” Ich słowa bardzo mnie bolą. Przecież tak się staram
– wróciłam na terapię, tak jak mi kazali, biorę leki od psychiatry, staram się
nad sobą pracować. Tak naprawdę już nie wiem, czy faktycznie mam depresję –
może psychiatra pomylił się w diagnozie i w rzeczywistości to zwykłe lenistwo albo
zwracanie na siebie uwagi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz