niedziela, 18 czerwca 2017

Uśpione emocje, czyli anhedonia

Kiedy ostatnio przeglądałam stary pamiętnik, moją uwagę przykuło kilka słów, którymi określiłam swój nastrój w tamtym roku: Nuda. Marazm. Obojętność. Wieczny zastój. A niżej dopisek: Już nigdy nie będę szczęśliwa. 
To, co wtedy napisałam, dobrze obrazuje, czym jest anhedonia - jeden z kluczowych objawów depresji. Niestety nieczęsto się o nim mówi. Człowiek w stanie anhedonii nie jest w stanie przeżywać przyjemności (lub przeżywa ją w bardzo niewielkim stopniu). To, co do tej pory pasjonowało, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Życie przypomina wegetację - nie ma rozwoju, nie ma perspektyw na przyszłość, nie ma działania. Z początku co prawda, osoba dotknięta tym stanem może próbować podejmować różne aktywności - rozwijać dotychczasowe zainteresowania, spotykać się z ludźmi, a nawet podróżować. Nic jednak nie przynosi jej satysfakcji, do wszystkiego, co robi musi się zmuszać. W pewnym momencie stwierdza, że podejmowanie wszelkich aktywności nie ma najmniejszego sensu, bo po co się wysilać, skoro i tak nic nie wzbudza w niej zainteresowania. Czegokolwiek się nie uchwyci, w nadziei, że coś obudzi ją w końcu z tego zastoju, jest jej i tak obojętne.
Pamiętam dobrze czas, kiedy sama doświadczałam stanu głębokiej anhedonii. Najgorszy okres zaczął się w marcu 2016 i trwał do września tego samego roku. Mogłam godzinami leżeć w łóżku, co kiedyś było nie do pomyślenia, a wieczorem jak najszybciej szłam spać, aby chociaż podczas snu wyzwolić się od wiecznego zmęczenia i zobojętnienia. Spędzałam całe dnie na bezmyślnym przeglądaniu Facebooka i Instagrama, nagle straciłam też ochotę na czytanie książek i gotowanie, co do tej pory uwielbiałam.
Jak sobie poradzić i jak ja sobie poradziłam z anhedonią? Niestety, wiele osób jej doświadczających, sięga po alkohol czy narkotyki, albo się objada. Są to jednak bardzo złudne rozwiązania. Częste sięganie po alkohol i zażywanie narkotyków to pewna droga do uzależnienia, zaś regularne zajadanie pustki może prowadzić do bulimii bądź zespołu gwałtownego objadania się. Wiem niestety z własnego doświadczenia. W moim przypadku sprawdziła się farmakoterapia. Wiele osób ma negatywną opinię o stosowaniu leków psychotropowych, co po części rozumiem, ponieważ wiem, że tego typu leki mogą uzależniać, ale myślę, że mimo wszystko, będąc pod stałą kontrolą dobrego psychiatry, o uzależnieniu się nie może być mowy.
Mam nadzieję, że tamten stan nigdy już w takim natężeniu nie powróci. Że nie będę musiała każdego ranka budzić się z bólem serca, że trzeba dalej żyć w tej męczarni, a raczej nie żyć, a wegetować, że samobójstwo nie będzie jedynym rozwiązaniem, jaki klaruje się w mojej głowie. Na szczęście od pewnego czasu jest lepiej. Wiem, że nie wygrałam z depresją, ale przynajmniej z jednym z objawów, jakim jest właśnie anhedonia, poradziłam sobie prawie całkiem. Wreszcie mam emocje. Potrafię się śmiać, czasem nawet do łez, wiele rzeczy mnie interesuje, nareszcie czerpię radość z gotowania, czego bardzo mi przez tamte miesiące brakowało. Mimo tego mam w sobie przeświadczenie, że nie potrwa to długo. Że życie znów straci barwy, a emocje zostaną uśpione.
Bardzo się tego boję.
~Hoppas~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz